wtorek, 25 kwietnia 2017

Miłego złe początki, czyli historia o bolesnej wyprowadzce z domu

Co robiłaś, gdy miałaś te 15, 16 lat? Jaka byłaś?
Ja byłam głupia, naiwna i dziecinna. Znałam ze dwie ulice w mieście, które leżało raptem 30 km od mojego domu i które odwiedzałam średnio raz w tygodniu. Znałam je tylko z nazwy, rzecz jasna, bo już ze wskazaniem ich na mapie miałabym problem. Nie potrafiłam zrobić zakupów i kupić biletu w automacie. Nigdy nie pracowałam. Myślałam, że pieniądze można wyczarować i że jedzenie w lodówce samo się robi. Pstryk, jest.

I co? I zamieszkałam bez rodziców, z obcą dziewczyną, w tym mieście oddalonym o 30 km od mojej malutkiej wsi, na ulicy, o której nie miałam pojęcia, że istnieje. Zrobiłam to, mimo tego, że jeszcze nie było w modzie wychodzenie ze strefy komfortu i przekraczanie własnych granic. Albo i było już modne, ale ja niekoniecznie o tym wiedziałam. Bo przecież już chyba wspominałam, że żyłam w swoim świecie i często zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje w tym prawdziwym? W każdym razie, zrobiłam to. Trochę przypadkiem, trochę nieświadomie.



I…
Przeżyłam. No, miałam ze dwa kryzysy, kiedy płakałam mamie przez telefon, że chcę wrócić do domu. Dwa, trzy, góra cztery.
Miałam niezliczoną ilość wpadek, gdy musiałam pytać kogoś o dotarcie na ulicę, na której właśnie stałam lub gdy zapomniałam odłożyć koszyk  w sklepie i maszerowałam z nim i z siatką z zakupami w drugiej ręce przez pół galerii. Albo gdy kilka dni pod rząd zapominałam wyjąć jedzenie z zamrażarki (bo oczywiście o gotowaniu nie było mowy, miałam stałą dostawę z domu) i nie jadłam obiadu. O tym, że moja mikrofala ma funkcję rozmrażania, dowiedziałam się jakiś rok później.
Albo gdy na moich pierogach w lodówce wyrosło nowe życie, bo totalnie o nich zapomniałam.

Szczerze mówiąc, teraz, z perspektywy czasowej, czasami się zastanawiam, jakim cudem sobie dałam radę. Byłam wyjątkowo nieprzystosowanym człowiekiem. Chwilami chętnie bym wróciła do tego okresu, puściła jakieś nagranie mojego typowego dnia, żeby popatrzeć z boku i sobie przypomnieć. Z moją współlokatorką prawie nie rozmawiałam, bo byłam dzikusem i nie umiałam w relacje międzyludzkie. Z ludźmi z liceum bywało różnie, bliskich przyjaciół nie miałam. Byłam bardzo chorowita, przeziębienia, grypy i anginy towarzyszyły mi non stop. Miałam zerową orientację w terenie, co się w zasadzie nie zmieniło. Byłam rozpieszczona, w domu nie musiałam robić praktycznie nic. Nie potrafiłam zrobić nawet jajecznicy.



Jedno wiem na pewno - wyprowadzka była najlepszą decyzją w moim życiu. Gdybym chciała wyprowadzać się dopiero teraz, gdy już przekroczyłam tę magiczną granicę 18 lat, a w mojej szafce kurzy się świadectwo maturalne, zmarnowałabym dodatkowe 3 lata na bycie nieogarniętą p… panienką. A już zupełnie nie wyobrażam sobie odkładać tego momentu do końca studiów, do momentu znalezienia pracy, do momentu, gdy się dorobię wszystkiego, do trzydziestki, a może nawet i do pięćdziesiątki. A przecież sama znam kilka osób, które wychodzą z takiego założenia. Wyprowadzę się, jak już będę magistrem. Opuszczę dom, jak mnie będzie stać na mieszkanie bez kredytu. Zostawię rodziców, ale jeszcze nie teraz, może za pięć, dziesięć czy piętnaście lat.

Potrafię zrozumieć sytuacje losowe – choroba rodziców, choroba dziecka, inne problemy. Nie potrafię zrozumieć dorosłych ludzi, którzy kurczowo trzymają się spódnicy mamy i nie opuszczają domu, bo tak wygodniej. I próbują przy tym wmówić sobie i innym, że mają ku temu bardzo istotne powody. Nie potrafię zrozumieć rodziców, którzy utrudniają swoim dzieciom start w dorosłość, na siłę zatrzymując ich w domu. Ewentualnie odwiedzając ich codziennie w nowym miejscu zamieszkania, z dostawą wypranych ubrań i jedzenia na kolejny tydzień (okej, moja mama tak robiła, ale wspólnie to pokonałyśmy).




Jesteś samodzielny, jesteś dorosły, jesteś zdolny do pracy? Nie odwlekaj. Nie szukaj wymówek, że brak pieniędzy, że jest trudno, że nie znasz miasta czy nie znasz nikogo w nowym miejscu. Pieniądze można zarobić, ludzi poznać, miasto odkryć. To nie są prawdziwe przeszkody. Ja je pokonałam, Ty też możesz. A gdy już to zrobisz, czeka Cię uczucie ogromnej satysfakcji, że potrafisz radzić sobie sam, że dajesz radę, że możesz robić co chcesz nie zważając na utyskiwania rodziców… To wspaniałe, polecam!

A w kolejnych wpisach będę się dzielić historiami z tych wspaniałych początków, a także podpowiadać, co zrobić, żeby to nie było tak bolesne. Zdradzę Wam sekret, co zrobić, kiedy współlokatorka nie przyjmuje do wiadomości, że śmieci trzeba wynosić, a także powiem, jak przestałam marnować tyle jedzenia i jak udało mi się odnaleźć w mieście.


W jakim wieku Wy wyprowadziliście się z domu? Co było najtrudniejsze? A może jeszcze tego nie zrobiliście? Planujecie ten dzień czy może odwlekacie go w nieskończoność?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...