Co robiłaś, gdy miałaś te 15, 16 lat? Jaka byłaś?
Ja byłam głupia, naiwna i dziecinna. Znałam ze dwie ulice w
mieście, które leżało raptem 30 km od mojego domu i które odwiedzałam średnio raz
w tygodniu. Znałam je tylko z nazwy, rzecz jasna, bo już ze wskazaniem ich na
mapie miałabym problem. Nie potrafiłam zrobić zakupów i kupić biletu w
automacie. Nigdy nie pracowałam. Myślałam, że pieniądze można wyczarować i że
jedzenie w lodówce samo się robi. Pstryk, jest.
I co? I zamieszkałam bez rodziców, z obcą dziewczyną, w tym
mieście oddalonym o 30 km od mojej malutkiej wsi, na ulicy, o której nie miałam
pojęcia, że istnieje. Zrobiłam to, mimo tego, że jeszcze nie było w modzie
wychodzenie ze strefy komfortu i przekraczanie własnych granic. Albo i było już
modne, ale ja niekoniecznie o tym wiedziałam. Bo przecież już chyba
wspominałam, że żyłam w swoim świecie i często zupełnie nie wiedziałam, co się
dzieje w tym prawdziwym? W każdym razie, zrobiłam to. Trochę przypadkiem,
trochę nieświadomie.
I…
Przeżyłam. No, miałam ze dwa kryzysy, kiedy płakałam mamie
przez telefon, że chcę wrócić do domu. Dwa, trzy, góra cztery.
Miałam niezliczoną ilość wpadek, gdy musiałam pytać kogoś o
dotarcie na ulicę, na której właśnie stałam lub gdy zapomniałam odłożyć
koszyk w sklepie i maszerowałam z nim i
z siatką z zakupami w drugiej ręce przez pół galerii. Albo gdy kilka dni pod
rząd zapominałam wyjąć jedzenie z zamrażarki (bo oczywiście o gotowaniu nie
było mowy, miałam stałą dostawę z domu) i nie jadłam obiadu. O tym, że moja
mikrofala ma funkcję rozmrażania, dowiedziałam się jakiś rok później.
Albo gdy na moich pierogach w lodówce wyrosło nowe życie, bo
totalnie o nich zapomniałam.
Szczerze mówiąc, teraz, z perspektywy czasowej, czasami się
zastanawiam, jakim cudem sobie dałam radę. Byłam wyjątkowo nieprzystosowanym
człowiekiem. Chwilami chętnie bym wróciła do tego okresu, puściła jakieś
nagranie mojego typowego dnia, żeby popatrzeć z boku i sobie przypomnieć. Z moją
współlokatorką prawie nie rozmawiałam, bo byłam dzikusem i nie umiałam w
relacje międzyludzkie. Z ludźmi z liceum bywało różnie, bliskich przyjaciół nie
miałam. Byłam bardzo chorowita, przeziębienia, grypy i anginy towarzyszyły mi
non stop. Miałam zerową orientację w terenie, co się w zasadzie nie zmieniło.
Byłam rozpieszczona, w domu nie musiałam robić praktycznie nic. Nie potrafiłam zrobić nawet jajecznicy.
Jedno wiem na pewno - wyprowadzka była najlepszą decyzją w
moim życiu. Gdybym chciała wyprowadzać się dopiero teraz, gdy już przekroczyłam
tę magiczną granicę 18 lat, a w mojej szafce kurzy się świadectwo maturalne,
zmarnowałabym dodatkowe 3 lata na bycie nieogarniętą p… panienką. A już
zupełnie nie wyobrażam sobie odkładać tego momentu do końca studiów, do momentu
znalezienia pracy, do momentu, gdy się dorobię wszystkiego, do trzydziestki, a
może nawet i do pięćdziesiątki. A przecież sama znam kilka osób, które wychodzą
z takiego założenia. Wyprowadzę się, jak już będę magistrem. Opuszczę dom, jak
mnie będzie stać na mieszkanie bez kredytu. Zostawię rodziców, ale jeszcze
nie teraz, może za pięć, dziesięć czy piętnaście lat.
Potrafię zrozumieć sytuacje losowe – choroba rodziców,
choroba dziecka, inne problemy. Nie potrafię zrozumieć dorosłych ludzi, którzy
kurczowo trzymają się spódnicy mamy i nie opuszczają domu, bo tak wygodniej. I
próbują przy tym wmówić sobie i innym, że mają ku temu bardzo istotne powody.
Nie potrafię zrozumieć rodziców, którzy utrudniają swoim dzieciom start w
dorosłość, na siłę zatrzymując ich w domu. Ewentualnie odwiedzając ich
codziennie w nowym miejscu zamieszkania, z dostawą wypranych ubrań i jedzenia
na kolejny tydzień (okej, moja mama tak robiła, ale wspólnie to pokonałyśmy).
Jesteś samodzielny, jesteś dorosły, jesteś zdolny do pracy?
Nie odwlekaj. Nie szukaj wymówek, że brak pieniędzy, że jest trudno, że nie
znasz miasta czy nie znasz nikogo w nowym miejscu. Pieniądze można zarobić,
ludzi poznać, miasto odkryć. To nie są prawdziwe przeszkody. Ja je pokonałam,
Ty też możesz. A gdy już to zrobisz, czeka Cię uczucie ogromnej satysfakcji, że
potrafisz radzić sobie sam, że dajesz radę, że możesz robić co chcesz nie
zważając na utyskiwania rodziców… To wspaniałe, polecam!
A w kolejnych wpisach będę się dzielić historiami z tych
wspaniałych początków, a także podpowiadać, co zrobić, żeby to nie było tak
bolesne. Zdradzę Wam sekret, co zrobić, kiedy współlokatorka nie przyjmuje do
wiadomości, że śmieci trzeba wynosić, a także powiem, jak przestałam marnować
tyle jedzenia i jak udało mi się odnaleźć w mieście.
W jakim wieku Wy wyprowadziliście się z domu? Co było
najtrudniejsze? A może jeszcze tego nie zrobiliście? Planujecie ten dzień czy
może odwlekacie go w nieskończoność?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz